czwartek, 20 listopada 2008

Niezła d...

Paweł Rybicki napisał felieton (http://www.pardon.pl/artykul/6883- nie mam pojęcia, czemu link nie działa jako link) w sprawie molestowania seksualnego. W którym to felietonie polemizuje z felietonem Magdaleny Środy na ten sam temat. Felietonu pani profesor, niestety, pan Rybicki nie linkuje. A szkoda. Ale ja o czym innym.

Felieton pana Rybickiego każe się zastanowić, czy "molestowanie seksualne to naprawdę jedno z ulubionych zajęć polskich mężczyzn" i stawia tezę, że "w dzisiejszych czasach trzeba być po prostu głupim, aby publicznie chwalić się molestowaniem podwładnych." Jeszcze raz podkreślając, że felietonu pani profesor na sieci nie znalazłam, na podstawie li i jedynie zamieszczonych w czytanym felietonie cytatów odniosłam wrażenie, że Magdalena Środa nie dowodzi twierdzenia "w Polsce istnieje społeczne przyzwolenie na seksualne molestowanie podwładnych", a raczej "Polska jest krajem, w którym molestowanie seksualne uważa się za coś zwykłego, wpisanego w obyczajowość."

Wiele osób może się w tym miejscu oburzyć, że jak to i ależ skąd. Ale tak szczerze i z ręką na sercu- ile osób obruszy się, a nawet zakwalifikuje jako molestowanie seksualne zwracanie się do współpracujących kobiet "kochanie", "laleczko" i otaczanie "silnym, męskim ramieniem" w talii w trakcie tradycyjnego, staropolskiego przepuszczania w drzwiach? Kiedy w letni dzień kobieta w krótkiej sukience przechodzi koło np. robót drogowych i słyszy te wszystkie gwizdy, mlaskania, cmokania oraz "ale nóżki!" (to wersja super light, w wykonaniu robotników leciwych oraz hipotetycznych)- komu przychodzi do głowy, że jest to zachowanie naganne właśnie w kategorii naruszenia tej samej sfery intymności człowieka, w którą godzi łapanie pracownicy za udo albo biust? Że ma to miejsce poza miejscem pracy? To, moim zdaniem, nie tu leży pies pogrzebany. Tego rodzaju zachowania wywodzą się z tego samego źródła niezależnie od tego, czy pojawiają się w godzinach pracy, czy nie. Z tego mianowicie że, jak pisze Magdalena Środa, "zachowania takie wpisane są bowiem w naszą kulturę i uświęcone tradycją. Mężczyźni są nader często przekonani, że nic tak nie cieszy kobiety i nic tak nie podnosi jej poczucia własnej wartości jak to, że się ją traktuje jako obiekt seksualny." Nieprawda? Znajomemu adwokatowi, człekowi światłemu i kształconemu, pani sędzia wlepiła kiedyś grzywnę za obrazę Sądu. Ponieważ w trakcie rozprawy, przy świadkach i stronach, zwrócił się do niej per "przeurocza." I za nic nie mógł potem zrozumieć, za co mu się ta krzywda finansowa stała. Czemu urzędnik państwowy, który w momencie założenia togi i łańcucha utożsamia powagę trzeciej władzy, nie docenił maestrii jego komplementu. Bo może to i sędzia- ale przecież kobieta. I trzeba jej humor poprawić komplementem, bo może mieć akurat PMS i niekorzystny wyrok wydać- takie to już te kobiety są nieprzewidywalne. I dopóki ów znajomy i inni jego znajomi nie dostrzegą problemu, pani profesor będzie miała, niestety, rację. A o tym, żeby w ramach komplementu nie słyszeć z mniej światłych i kształconych ust tu i ówdzie: "O, niezła d..." w ogóle nie będzie co marzyć.

Dla nadania mojemu wpisowi pozorów obiektywizmu dodam że znam też, niestety, wiele kobiet które, kiedy przejdą koło wyżej wzmiankowanych robót i nie zostaną ogwizdane i ocmokane, mają zepsuty dzień oraz ponura refleksję, że tak się właśnie zaczyna starość. Ale to już temat na inny wpis.