piątek, 29 sierpnia 2008

Ale świętości nie szargać!

Wczoraj, w prasie codziennej znalazłam krótką notkę o tym, że jest w planach nakręcenie kolejnego filmu o obronie Westerplatte we wrześniu 1939 r. Że Paweł Chochlew napisał scenariusz, w którym obrońcy są normalnymi ludźmi którzy boją się, mają wątpliwości- a jednak bronią Westerplatte. Pomyślałam. że jeżeli opowiedzieliby na odmianę, jak naprawdę wyglądała obrona Westerplatte, zamiast wysyłać jego obrońców czwórkami do nieba, to jest szansa na dobry film.

Moja uciecha trwała jeden dzień. Bowiem dnia następnego też czytałam prasę codzienną. I znowu uprzedziła mnie Magda Hartman, pisząc o zaiste świętym oburzeniu, jakie wywołał głównie nieczytany przez święcie oburzonych scenariusz pt "Tajemnica Westerplatte". Na przykład Mariusz Wójtowicz-Podhorski: "Scenariusz to ordynarny i wyjątkowo brutalny atak na legendę Westerplatte. Film ma zniszczyć i zhańbić walczących tam żołnierzy. "Tajemnica Westerplatte" ma jednoznacznie antypolski charakter. Pijany obrońca sikający na portret marszałka Rydza-Śmigłego, żołnierze kradnący żywność z magazynów i biegający nago pod ostrzałem Niemców. Podpity kapitan Franciszek Dąbrowski wymachujący pistoletem i pociągający z ukrytej w kieszeni płaszcza butelki wódki. Polscy żołnierze w obleśny sposób liżący pornograficzne karty. Tak wyglądają fragmenty scenariusza. Wydaje mi się, że niestosowne byłoby to nawet komentować." Dzisiaj w radiu TOK FM radny z Gdańska opowiadał, jaki to ten nie nakręcony jeszcze film niegodny i godzący w wartości; on, radny, scenariusza wprawdzie nie czytał, ale on wie! Rząd, dla którego taki scenariusz tez jest wątpliwy ideowo nie tylko nie obejmie filmu patronatem (o co zwracali się do Kancelarii Premiera twórcy filmu), ale także spowoduje cofnięcie dotacji dla filmu z PISF.

I tak dalej... Jak pisze Magda Hartman: "Potępianie dzieła sztuki przed jego powstaniem to taki polski endemit. Nikt jeszcze filmu nie widział - scenariusz jest w końcu tylko partyturą - ale już wiadomo, że film będzie obraźliwy. I "antypolski" - słówko mające odpowiedniki wyłącznie w USA za senatora McCarthy'ego, oraz... w ZSRR. Polski Instytut Sztuki Filmowej, instytucja państwowa, już się wystraszył. W ciągu kilku godzin jego rzeczniczka, Anna Godzisz, od "film na miarę "Kanału" Wajdy przeszła do "film nie powstanie". "Gazeta Wyborcza" również wie już, skąd wieje wiatr - opinie twórców filmu, jeszcze wczoraj prezentowane bezstronnie, dziś komentowane są sarkastycznie."

Co takiego jest w nas, Polakach, że z takim zapałem wołamy za Stańczykiem z "Wesela": "Ale świętości nie szargać- bo trza, żeby święte były! Ale świętości nie szargać- to boli!" (inna rzecz czy wrzeszcząc, umiemy wskazać Wyspiańskiego jako źródłosłów naszych patriotycznych wrzasków)? Że jak Rejtan bronimy coraz bardziej zakurzonych cokołów? Że radzi byśmy na kartach naszej historii widzieć wyłącznie herosów, bohaterskich księży oraz dziewice? Jakoś mi się komponuje w całość to święte oburzenie z doniesieniem prasowym, że katecheci nie chcą uczyć religii w szkołach, bo się boją dzieci. A boją się moim zdaniem dlatego, że jak dzieci myślą i zaczynają zadawać pytania, katecheci do zaproponowania oprócz prawd objawionych nie mają absolutnie nic. Żadnych inteligentnych odpowiedzi. Żadnych dyskusji intelektualnych. Wyłącznie bogobojny akcent na wymamrotane znad robótek ręcznych: "Oto ja, służebnica pańska, niech mi się stanie według Słowa." I mniejsza z tym, czy Słowo zostało wyartykułowane w znanym nam języku. Bo w Jedynej Słusznej Wierze nie ma miejsca na wątpliwości- wyłącznie na leżenie krzyżem i czucie się niegodnym eucharystii jednocześnie z czuciem się Chrystusem narodów, zrzeszonych z bezbożnej Unii Europejskiej.

Cyprian Kamil Norwid, po którego twórczości poloniści zazwyczaj prześlizgują się z zakłopotaniem, omówiwszy wcześniej starannie wallenrodyzm i mesjanizm oraz pozostałych dwóch Wieszczów, napisał kiedyś: "Jesteśmy żadnym społeczeństwem- jesteśmy wielkim sztandarem narodowym."

Ostatnio widziano ten sztandar powiewający nad Gruzją.

niedziela, 10 sierpnia 2008

Nie oglądam Olimpiady.

To mój prywatny, nic nie znaczący protest przeciwko temu, co Chińczycy robią w Tybecie. Ale także przeciwko temu że tak zwany Zachód, najpierw głośny krzyczący o łamaniu praw człowieka, świętości Dalaj Lamy i bojkocie Igrzysk cichł i kładł uszy po sobie w miarę, jak docierały do niego ekonomiczne konsekwencje posiadania i konsekwentnej obrony własnego zdania. Jak trafnie podsumowała to w swoim artykule zatytułowanym "Wszyscy jesteśmy Chińczykami" Marta Wawrzyn, " W ciągu ostatniej dekady przehandlowalismy wolność za tanie majtki. (...) George W. Bush machający miniaturową flagą na ceremonii otwarcia. Pierwsza para zwiedzająca Zakazane Miasto (...) Przed nami jeszcze nabożeństwa oraz spotkania z chińskim premierem i prezydentem. Przykro widzieć władcę wolnego świata, który zachowuje się jak wasal składający hołd swemu panu. Jeszcze bardziej przykro robi się na myśl, że George W. Bush, podobnie jak pozostali zachodni przywódcy, nie ma wyboru. Poddańcze gesty wobec Chin oznaczają zwycięstwo Realpolitik. Bojkot olimpiady byłby bojkotem chińskiej gospodarki, a ten nie wpłynąłby pozytywnie na gospodarki Zachodu."Jeden świat, jedno marzenie", głosi hasło olimpiady w Pekinie. Bardzo trafne hasło. Dziś marzenie świata brzmi: by wszystkim żyło się lepiej, a Chińczykom najlepiej. Kupując tanie ciuchy, elektronikę oraz masę innych rzeczy wszyscy stajemy się Chińczykami. Wszyscy wspieramy reżim."


Marta Wawrzyn stawia pytanie, kiedy zaczniemy żałować tego, w jaki sposób jako tzw gospodarki rozwinięte ustawiliśmy sobie priorytety. Ja zastanawiam się raczej, czy w ogóle kiedykolwiek zaczniemy tego żałować. Ręka do góry, kto pędzi do sklepu oddawać telewizor, który na tabliczce znamionowej ma "Made in China"? Kto, kupując jeansy, wczytuje się w metkę i od zakupu powstrzymuje go opis miejsca produkcji portek? Kto nie marzył w peerelowskim dzieciństwie o chińskim piórniku z wielkooką pandą, wypełnionym po brzegi pachnącymi, chińskimi gumkami do mazania?

piątek, 8 sierpnia 2008

O owcach i pasterzach.

Chcę zostać Magdą Hartman. Oraz pilotem i antykwariuszem, ale w chwili obecnej, przeczytawszy ostatni artykuł Magdy Hartman nią właśnie, bo napisała taki komentarz, który ja chciałabym była napisać. A że opisała i skomentowała cudownie celnie i dokładnie tak, jak ja bym to była skomentowała, pozwolę sobie ten jej artykuł przytoczyć poniżej w całości ( także z tego powodu, że chwilowo nie umiem w tekst bloga wstawić takiego linka który by, na odmianę, działał ).

„Zmarła dziewczynka bez mózgu. "Obrońcy życia" się cieszą, że dopiero teraz - po 20 miesiącach życia. A zdaniem lekarzy miała przeżyć tylko kilka godzin. Otóż jak pisze KAI, żyjąc trochę dłużej... "obaliła argumenty przeciwników życia". Katolicka Agencja Informacyjna śmierci brazylijskiego dziecka poświęca wzruszającą depeszę z tezą. U małej Marceli de Jesus Ferreira w życiu płodowym stwierdzono bezmózgowie - ciężką wadę wrodzoną, uniemożliwiającą rozwój dziecka i normalne życie. Lekarze zalecali aborcję. Bohaterska - i oczywiście niezwykle pobożna - matka, rolniczka Casilda Galante Ferreira (36) odmówiła. Choć deformacja płodu przysparzała jej cierpień. Ludzie rzeczywiście cierpią, ale ona [płód] nie należy do mnie, tylko do Boga a ja się nią tutaj jedynie opiekuję. Urodziła więc - i podkreślała, że każda sekunda życia Marceli jest czymś cudownym. Uważam jej życie za cud tak wielki, że będę miała nadzieję na jego trwanie aż do chwili, gdy Bóg zechce ją zabrać. Cudem podobno była również rekordowa długość życia, jak na człowieka z niewykształconym mózgiem - rok, osiem miesięcy i 12 dni. Marcela zmarła wskutek ustania pracy układu krążeniowo-oddechowego, spowodowanego ciężkim zapaleniem płuc. Ważyła 15 kilogramów, mierzyła 72 centymetry. KAI konsekwentnie nazywa ją "niedorozwiniętą". Myśleliśmy, że tego dość strasznego słowa ludzie cywilizowani już nie używają. Na pogrzebie zjawiło się 1500 osób - większość mieszkańców miasteczka Patrocinio Paulista. Imieniem dziecka ma zostać nazwana jedna z jego ulic. Przed złożeniem dziecka do grobu jego matka powiedziała tak: „Bóg przybył, aby jej poszukać. Nadeszła jej chwila. Czuję się szczęśliwa, gdyż mała nie cierpiała bardzo i żyła otoczona miłością.” W przypadku osoby pozbawionej mózgu trudno ocenić, czy ona cierpi, czy też nie. Pozostawmy jednak matce jedyną pociechę. Oczywiście, miała ona prawo do swojej decyzji - która na swój sposób jest godna szacunku. Jednak całkowicie niepojęte jest, jak z tak skrajnie tragicznego przypadku Katolicka Agencja Informacyjna jest w stanie ukuć oręż do swej ideologicznej batalii. To, że okaleczona istota żyła nieco dłużej, niż zdaniem medycyny powinna, staje się upiornym argumentem przemawiającym rzekomo za całkowitym odebraniem prawa wyboru kobietom mniej heroicznym - albo zwyczajnie mniej bogobojnym - niż rolniczka z Brazylii. Której nikt nie zmuszał - ani by urodziła, ani by nie urodziła. Dość bezwstydna manipulacja intelektualna polega na tym, że z arbitralnie dobranego, bardzo szczególnego wypadku jednostkowego, w imię ideologii, chce się uczynić uniwersalną regułę. Casilda Galante Ferreira dokonała określonego wyboru. Umożliwiono go jej. Ale jej wybór ma służyć pozbawieniu wyboru innych kobiet. Które może niekoniecznie są rolniczkami z Brazylii - święcie przekonanymi, że dziecko umiera, gdyż jakiś bóg postanowił "odebrać swoją własność". Choć niektórym może się to wydawać szokujące, istnieją ludzie, którzy w takiego boga po prostu nie wierzą. I nie życzą sobie, by o ich życiu decydowali fanatycy, pragnący bezlitosne reguły przez owego boga rzekomo wyznaczone narzucić wszystkim bez wyjątku. Czy w niego wierzą, czy nie.”

Nic ująć. A od siebie dodam tytułem komentarza- może się to wydać nawet bardziej szokujące ale istnieją katolicy, którzy i w takiego boga i w taki kościół po prostu nie wierzą. I nie życzą sobie, żeby grupa „oświeconych” przewodników duchowych oznajmiała im tonem nie znoszącym sprzeciwu, co dobre a co złe, urągając tym samym ich inteligencji i umiejętności dokonania racjonalnego osądu. Bo przecież oni, przewodnicy, głoszą wyłącznie prawdy objawione; tym samym skutecznie zamykają drogę jakiejkolwiek polemice czy też pytaniom, na które musieliby już odpowiadać samodzielnie, bo Duch Święty nie przemawia na konferencjach prasowych. Zdaje się że Bóg, tworząc człowieka ( kobietę oczywiście z odpadków z Adama i bez zamka błyskawicznego w brzuchu, żeby nikomu nie przyszło nawet do głowy, że może rodzić inaczej, niż siłami tak zwanej natury, w starotestamentowych bólach ), dał mu na drogę wolną wolę. Żeby człowiek wybierał. I poprzez dokonywane wybory uczył się definiować dobro i zło, tym samym wykształcając swoje sumienie jak układ immunologiczny. Bo życie to także sztuka wyborów, a człowieczeństwo- także sztuka uczenia się na błędach. I zdaje się, że z wysokości ambony i z mroków konfesjonału tego aspektu człowieczeństwa pasterze owiec pańskich po prostu nie umieją dostrzec, wybierając nie wymagającą wysiłku intelektualnego, intratną i spokojną posadę pasterzy baranów.

Popularna prasa kobieca.

Przy okazji zakupu bielizny, dostałam w sklepie za darmo (sic!) egzemplarz popularnej prasy kobiecej. Myślałam, że promocja polega na tym, że egzemplarz jest sprzed roku. Ale nie- świeżutki, na sierpnień 2008. "No dobra"- pomyślałam i oddałam się popołudniowej lekturze podpisów pod licznymi zdjęciami.

"Wieczorem nie zmywaj zbyt dokładnie mascary- roztarte smugi wokół oczu wyglądają sexy." Tak- a tusz z poszewki na poduszkę schodzi łatwo i bez problemu.

"Śpij na jedwabnej poduszce. jej dotyk jest bardzo zmysłowy, a ryzyko pojawienia się odgnieceń na skórze- mniejsze." Jak iść, to na całość- tusz z jedwabiu nie schodzi w ogóle, ale co tam- zawsze można kupić czarną jedwabną pościel.

"Zawsze trzymaj pod ręką bezbarwny błyszczyk (możesz go użyć nawet po ciemku)." Ciekawe, do czego. Bo ja tam chętnie bym się czegoś nowego nauczyła, ale o błyszczyku po ciemku to nie ma chyba ani w "Kamasutrze", ani w opisach urazów w podręcznikach okulistyki.

"37 % Polaków twierdzi, że łupież obniża atrakcyjność nowo poznanej osoby." Natomiast pozostałe 63 % albo nie wie, co to, albo uważają, że łupież jest sexy, trendy oraz cool.

"Nowy telefon komórkowy ma unikalne funkcje, np. listę zakupów i obliczanie kalorii." Mój trochę starszy telefon też ma takie funkcje. Nazywają się odpowiednio notatnik i kalkulator.

"Prawdziwa diwa polskiej sceny muzycznej. W 1996 miała niemodny obecnie look." Jeszcze nie widziałam osoby, która na zdjęciach sprzed 12 lat miała "look" modny obecnie ( o ile nie było to zdjęcie tłustego bobasa na zawsze modnym futrzaku ). Każdy ma się czego wstydzić ( ja na przykład- fioletowej grzywki a la pudel ).

"Gwiazdy w filmach zawsze wyglądają super!." Zwłaszcza Jack Nickolson. Albo Charlize Theron w filmie "Monster".

"Jeśli kobieta cieszy się zapachem, który ma na sobie, na pewno też poczuje się bardziej atrakcyjna." Także, jeżeli w upalny dzień zlała się obficie ciężkimi perfumami na bazie piżma, albo czymś mocno waniliowym i ludzie w miejscach publicznych uciekają od niej w popłochu.

"Nawijanie kosmyka włosów na palec? Teatralne. Lepiej pobaw się naszyjnikiem. To działa!" Zwłaszcza, jeżeli bawisz się Jego naszyjnikiem. Tutaj przypomina mi się scena z 'Deszczowej piosenki". Hollywood właśnie odkryło film dźwiękowy i gwiazdy dotychczas nieme- przemawiają. Trwa nagranie. Film wielce kostiumowy, amant i amantka, mikrofon przymocowany do jej ramienia. Oboje przemawiają czule, z pasją i po angielsku- cóż z tego, jeśli na pierwszy plan wybija się jakiś okropny, grzechoczący dźwięk, który ich zagłusza. Nagranie zostaje przerwane, a grzechotnik zidentyfikowany po krótkim śledztwie- aby byc bardziej seksowną, amantka od niechcenia bawi się naszyjnikiem z pereł.

Zatrzasnęłam czasopismo, kiedy dotarłam do reklamy tabletek na porost biustu...

środa, 6 sierpnia 2008

Wybryk nieobyczajny.

Usłyszawszy, że w Szczecinie dzielni funkcjonariusze Straży Miejskiej usiłowali wlepić dwóm młodym kobietom mandaty za nieobyczajne zachowanie się, polegające na opalaniu się bez stanika i że sprawa skończyła się w Sądzie Grodzkim (bo kobiety mandatu nie przyjęły; zapewne za bardzo im się ręce ze śmiechu trzęsły), poczułam refleksję wewnętrzną, połaczoną z potrzebą uzewnętrznienia. Stan faktyczny sprawnie i z wdziękiem opisała (i skomentowała) Magda Hartman, więc w tym zakresie pozwolę sobię ją zacytować:

"(...) Opalały się na jednym z miejskich kąpielisk. Po jakimś czasie postanowiły opalić sobie również biusty. W tym celu ściągnęły staniki. Zauważyły wtedy, że znalazły się pod obserwacją dwóch mężczyzn. Jak to się mówi w mediach świadome swej kobiecości były do takiej reakcji samców przyzwyczajone, więc się nie przejęły. Samce zbierały się na odwagę równe pół godziny, pożerając panny wzrokiem. Gdy już się napatrzyły, podeszły. I wyszła na jaw straszliwa prawda, że to policjant i miejski strażnik. Dla których widok czterech piersi naraz był zbyt bolesny, w związku z czym zażądali zakrycia tychże. Panny zakryły. Ale potem sprawę przemyślały - i odkryły ponownie. No bo co w końcu. Samce jakimś trafem przypałętały się znów - i poczuły się zlekceważone. A że miały władzę, postanowiły wypisać mandaty. Motywując to niezwykle zabawnie. Marek Grochowski, Straż Miejska: "Panie znów się rozebrały i zaczęły biegać, wywołując zgorszenie. Część ludzi odeszła, a kierownik kąpieliska poprosił nas o interwencję." Jedna z pań "zaprzecza, jakoby biegała z nagim biustem. Kierownik kąpieliska zaprzecza, by ktoś poza "szeryfami" był zgorszony. I by w ogóle prosił ich o pomoc. Wypisanych mandatów, po 150 złotych, golaski nie przyjęły. Sprawa trafiła więc do sądu grodzkiego, przed którym panie odpowiadają z art. 140 kodeksu wykroczeń. Za... nieobyczajny wybryk."

Magda Hartman komentuje: "nieobyczajnym wybrykiem jest raczej półgodzinne ślinienie się do gołych cycków, a następnie końskie zaloty "na mandat". Po odrzuceniu tychże przedstawiane jako obrona moralności publicznej." Kiwając głową, że mało mi nie odpadnie, myślę już o wpisie na temat końskich zalotów jako zjawiska w ogóle. Bo nie zna życia, kto ( a właściwie która) nie doświadczyła chociaż raz terkotu karabinu maszynowego dowcipu "Ee! Mała! Coś Ci upadło...". Połączonego konopnym sznurkiem w jedno z głębokim jak filmy z Chuckiem Norrisem przekonaniem wesołka, że właśnie okazał się godnym wyrwania Angeliny Jolie (i to z objęć Brada Pitta).

A ja dodam jeszcze jedną obserwację. Otóż coraz częściej w miejscach publicznych spotyka się matki karmiące. Dzieci. Piersią. Na ławkach w parkach, w pociągach, na koncertach, w restauracjach błysnąć nam może znienacka biust (no dobrze- półbiust) matki karmiącej. I nigdy w życiu nie słyszałam, żeby straż miejska, policja, albo obie te służby na raz podeszły do takiej karmicielki i zwróciły jej uwagę na dokonywanie nieobyczajnego wybryku, "bo, proszę pani, tu ludzie jedzą/są z dziećmi/ chca w spokoju posłuchać Bacha." A dlaczego? Czym się różni pierś karmiąca od piersi opalanej (oprócz, czasami, tak zwanego gabarytu)? Bo, zasłonięta stanikiem lub niemowlęciem, staje się nagle obyczajna ( a w wypadku parawanu z głodnego dziecięcia- Obyczajna i Święta)?