piątek, 25 września 2009

"Ale świętości nie szargać- bo trza, żeby święte były!"

"Prezydium Konferencji Episkopatu Polski oświadczyło, że biskupi bronią prawa Kościoła do tego, by moralnie oceniać ludzkie postawy. Biskupi "z wielkim niepokojem" przyjęli środową decyzję Sądu Okręgowego w Katowicach w sprawie artykułów "Gościa Niedzielnego" dotyczących moralnej oceny aborcji. W oświadczeniu prezydium Konferencji Episkopatu Polski napisano, że Kościół nigdy nie przekreśla człowieka..."

Nigdy. Przenigdy. Nawet, jak człowiek jest nierządnicą. Ateistą. Albo gejem.

"...ale potępia grzech i zło, zwracające się zawsze przeciw samemu człowiekowi."

Potępia grzech. Na przykład grzech pedofilii (prawda, proszę biskupa Petza?). Albo grzech chciwości (czyż nie, drodzy członkowie Komisji Majątkowej?).

"Traktujemy ten wyrok jako zamach na wolność słowa i na prawo Kościoła do moralnej oceny postaw ludzkich - napisali biskupi. Zaznaczyli, że prawo do życia od początku aż do naturalnej śmierci jest podstawowym prawem ludzkim i jego obrona ma charakter uniwersalny."

I dlatego Kościół nie potępił nigdy kary śmierci.

"Hierarchowie podkreślili, że głoszenie ewangelii życia Kościół uważa za swój podstawowy obowiązek, a odmawianie mu tego prawa, a co gorsza nakładanie sankcji karnych za przypominanie prawdy o tym, że nikt nie ma władzy nad życiem drugiego człowieka..."

Nikt nie ma władzy nad życiem drugiego człowieka, zaiste. To dlatego poprzedni papież był na polecenie kardynałów kilka dni utrzymywany przy życiu pomimo jego słabnących próśb, żeby pozwolić mu odejść w spokoju?

"...jest niedopuszczalnym ograniczaniem misji Kościoła."

Bo misji Kościoła ograniczać nie można! Nawet, jak w ramach misji płoną stosy, toczą się krucjaty, zakazuje się sekcji zwłok, albo in vitro. Misją się wytłumaczy i ojca dyrektora i odmowę pochówku na wiejskim (jedynym w okolicy) cmentarzu. Odmowę ochrzczenia noworodka i podtykaną pod nos, całkowicie nieopodatkowaną tacę.

Sęk tylko w tym, że coraz mniej chętnych do słuchania tych tłumaczeń. I coraz więcej obaw, że w drodze do wiecznej chwały nieśmiertelna dusza, otarłszy się o takiego pośrednika w zbawieniu, może się mocno wybrudzić.

piątek, 11 września 2009

Kwestia wyboru.

Świat sportu rządzi się zasadami prostej, zero jedynkowej kategoryzacji. W większości dyscyplin osobno panowie, osobno panie, osobno (jeśli) pary. Przeważnie mieszane. A jeżeli sporty drużynowe, to drużyny jednopłciowe. Koszykówka panów, koszykówka pań, jazda figurowa solistów, solistek, slalom panów, slalom pań. I tak dalej. Panowie na prawo, panie na lewo (albo na odwrót) i zdobywamy medale. Proste, prawda? Tak- dopóki przewrotna natura tej odwiecznej równowagi nie zaburzy, rzucając prostej kategoryzacji pod nogi kłodę w postaci osoby, nie dającej się tak łatwo upchnąć w żadną z kategorii.

Właśnie taką osobą została Mokgadi Caster Semenya. Urodzona 7 stycznia 1991 roku w Polokwane (stolica prowincji Limpopo, Republika Południowej Afryki) mistrzyni świata w biegu na 800 metrów kobiet, złota medalistka Mistrzostw Świata w Berlinie być może zostanie zdyskwalifikowana przez IAAF, a grozić jej ma również odebranie złotego medalu mistrzostw świata w Berlinie. Za co? Ponieważ została przebadana w niemieckiej klinice i wygląda na to, że ma trzykrotnie więcej testosteronu w organizmie od statystycznej kobiety, posiada wewnętrzne organy męskie oraz jest pozbawiona macicy i jajników.

To skonfundowało panów (oraz, zapewne, panie) z IAAF. No bo jak to? Ma organy męskie, czyli mężczyzna. Z drugiej strony nie ma zewnętrznych organów męskich, więc może jednak nie... Nie ma macicy i jajników, czyli na pewno nie kobieta. No ale czy aby na pewno, skoro ma zewnętrzne organy żeńskie? Jednym słowem, czy ta osoba mogła pobiec na 800 metrów KOBIET? Bo może nie... Ale w takim razie czy miała pobiec na 800 metrów mężczyzn?

Problem nie jest obcy ani światu sportu, ani - filmu i literatury. Jeśli chodzi o kinematograficzno - literacką fikcję: pomijając liczne planety i galaktyki, zamieszkiwane w świecie science fiction przez osobniki płci co najmniej dyskusyjnej, z tematem hermafrodytyzmu zmierzył się z powodzeniem Jeffrey Eugenides w znakomitej powieści 'Middlesex" (nagroda Pulitzera w 2003 r.) oraz Lucia Puenzo, która wyreżyserowała "XXY" (m.in. nagroda Goyi dla filmu w 2008 r. i nagroda krytyków oraz Złota Palma dla pani reżyser w Cannes w 2007 r.) Pierwsza z historii opowiedziana została z perspektywy Calliope Stephanides, osoby urodzonej z niedoborem 5 alfa reduktazy (5-alpha-reductase deficiency). Narratorem drugiej jest piętnastoletni Alvaro, któremu podczas weekendu, spędzanego z rodzicami u znajomych, dane będzie poznać Alex, urodzoną jako hermafrodyta.

Problem nie jest też nowy w świecie sportu. Edinaci Fernandes de Silva, judoka z Brazylii, urodził (a) się zarówno z żeńskimi, jak i z męskimi narządami płciowymi. Aby móc startować w zawodach jako kobieta, w połowie lat dziewięćdziesiątych poddał (a) się operacji i już jako kobieta zdobyła dla swojego kraju dwa złote medale w Pan American Games (2003 i 2007) i dwa brązowe medale na Igrzyskach Olimpijskich (w 1997 r. w Paryżu i w 2003 r. w Osace).


Nie znam szczegółów sprawy Mokgadi Caster Semenya, bo po pierwsze jest świeża, po drugie doniesienia prasowe są, jakie są. A po trzecie nie mam ani ja, ani opisujący ją dziennikarze, ani panowie (oraz, zapewne, panie) z IAAF wiedzy medycznej niezbędnej, aby choćby spróbować sklasyfikować Mokgadi Caster Semenya jako mężczyznę, kobietę, hermafrodytę, osobę transseksualną, interseksualną, z syndromem Klinefeltera czy inna anomalią chromosomalną. Nie wiem też, co czuje sama Mokgadi Caster Semenya; czuje się kobietą? Czy też jest przekonana o tym, że jest mężczyzną, a brak genitaliów męskich potraktowała (ona, bądź jej trenerzy czy rodzice) jako szansę na złoto w biegu na 800 metrów z definicji słabszych od siebie fizycznie kobiet? Wiem natomiast, że trzeba posłuchać, co ma do powiedzenia. I wziąć to pod rozwagę. Bo takie osoby także są wśród nas, czy nam się to podoba czy nie. Uświadamiają, że rzeczy niezwykle rzadko bywają czarno- białe. Wymykają się znanym nam, bezpiecznym kategoriom, dzięki którym od wieków ludzkość opisywała i tłumaczyła bezpiecznie znane i odrzucała od siebie nieznane i niewytłumaczalne. Dlatego istnienie takich osób utrudnia postrzeganie świata wokół. Albo wręcz przeciwnie- ułatwia; to wyłącznie kwestia otwartości na to, co inne, nowe, nieznane. To jedynie kwestia wyboru.

Wyboru miedzy strachem a ciekawością.


poniedziałek, 7 września 2009

Sama się prosiła...

W nocy z 18 na 19 lipca pewna siedemnastolatka wybrała się na urodziny kolegi organizowane na działkach pod Tucholą ( woj. kujawsko-pomorskie ). Rano po imprezie znalazł ją dorosły brat. Była przemoczona, miała drgawki, była cała posiniaczona. Wyniki przeprowadzonej obdukcji wskazały, że została zgwałcona. Przez miejscową Prokuraturę zostało wszczęte postępowanie w sprawie. Przesłuchano świadków. Część uczestników imprezy twierdzi, że dziewczyna została wykorzystana seksualnie. Inni mówią, że sama tego chciała. Że, namawiana, piła wódkę. Że miała ochotę na seks zbiorowy. Jeden z nich przyznał się, że z nią współżył. Powiedział, że nie weźmie wszystkiego na siebie i wskazał trzech innych.

Ojciec dziewczyny ( jest jeszcze niepełnoletnia, wobec czego większość czynności w postępowaniu przed Prokuraturą dokonuje za nią jej prawny opiekun, czyli właśnie tata ) złożył wniosek o tymczasowe aresztowanie sprawców. Wniosek odrzucono. Oburzony tym ojciec napisał skargę do ministerstwa sprawiedliwości gdzie zdecydowano, że nadzór nad śledztwem przejmie prokuratura apelacyjna w Gdańsku. To z kolei oburzyło prokuratorów z Tucholi. Twierdzą, że wychowanie ofiary gwałtu pozostawiało wiele do życzenia. Że w zeznaniach uczestników są znaczące różnice. I że czekają na wyniki badań żeby móc stwierdzić, ile nastolatka wypiła alkoholu.

A ja czekam ( i mam nadzieję ), że ktoś z prokuratury nadzorującej wytłumaczy dzielnym prokuratorom z Tucholi, że dziewczyna mogła wypić dowolną ilość alkoholu. Mogła być pijana do nieprzytomności, w ogóle nie wychowana, mieć na sobie najkrótsze mini, najwyższe szpilki i najbardziej wyzywający makijaż świata. I to także nie dawałoby nikomu prawa do współżycia z nią wbrew jej woli. Tym bardziej, jeśli była nieprzytomna. Bo osoba nieprzytomna nie może wyrazić sprzeciwu ani przyzwolenia na cokolwiek a zatem wszystko, co się z nią robi, robi się z definicji wbrew jej woli. I taka właśnie jest definicja gwałtu. Czekam, że upowszechni się wreszcie w narodzie ( a w szczególności w tej części narodu, która pracuje w tak zwanych organach ) przekonanie, że goły brzuch i koronkowe rajstopy nie są "proszeniem się" o gwałt. Tak, jak noszenie portfela w tylnej kieszeni spodni nie jest "proszeniem się" o okradzenie. Parkowanie samochodu w złej dzielnicy- "proszeniem się" o rozbicie szyby i kradzież kół. I że jeżeli na tej imprezie zgwałcono dziewczynę, to w zeznaniach uczestników będą "znaczące różnice". Podpowiedź- różnice wystąpią między zeznaniami gwałcicieli i całej reszty.