piątek, 2 października 2009

Lobbing dobry i lobbing zły.

Afera wybuchła tak koło czwartku. Niejaki Rychu wraz z pewnym Mirą lobbowali, to znaczy wydzwaniali miedzy innymi do Chlebowskiego (kryptonim operacyjny lobby lobbujacego- "Zbych") namawiając go gorąco, żeby to i owo z projektu ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych zniknęło, bo im bruździ i w dalszej perspektywie zauważalnie obcina przyrost dodatni zer na koncie. Wszyscy na Chlebowskiego wsiedli- z lewa, prawa, centrum oraz komentarzy Onetu. Bo wątpliwości nie ma- lobbing jest zły. Oraz zabroniony specjalnie w tym celu uchwaloną ustawą, żeby nie było w Polsce kupowania ustaw, jak to się czasem dzieje w USA. Julia Pitera zgłosiła co prawda zastrzeżenie że nie wiadomo, czy aby o lobbingu może być mowa, jeżeli za załatwienie takiego czy innego zapisu ustawy (albo jego braku) nie są proponowane pieniądze, ale ścieżki naprostował jej Ryszard Kalisz wyjaśniając, że z prawnego punktu widzenia lobbingiem jest załatwianie korzystnego dla siebie ustawodawstwa za propozycje jakichkolwiek korzyści, niekoniecznie materialnych. Na przykład za propozycję załatwienia dobrej pracy członkowi rodziny.

I ma Ryszard Kalisz rację. Nie wolno wydzwaniać do parlamentarzystów i wywierać na nich nacisków w kwestii tego, jak ma wyglądać regulacja prawna jakiejś sfery życia (społecznego lub gospodarczego). Jasne? Jak słońce. Proste? Jak nogi Julii Roberts. Wszyscy zrozumieli?

Otóż nie. Nie wszyscy zrozumieli. Nie zrozumiał mianowicie (albo, z racji podeszłego już wieku, nie dosłyszał) Episkopat Polski. I tego samego dnia, kiedy na głowę Chlebowskiego sypały się gromy i obelgi, a Pitera z Kaliszem zgodnie powtarzali, że do parlamentarzystów się nie wydzwania i nie mówi im, jaki kształt ustaw mają przepychać, bo to jest złe i karalne, o czym każdy chyba wie, Episkopat pochwalił się publicznie planem nowej, ważnej inicjatywy. Podejmowanej na rzecz i w imieniu każdego Polaka. Oraz Polki (ale to się rozumie samo przez się, przecież w Kościele Katolickim od dawna wiadomo, że kobiety same nie wiedzą, co dla nich dobre a co złe; vide Ewa).

Otóż aby parlamentarzyści nie zbłądzili w tak ważnej inicjatywie ustawodawczej jak in vitro, biskupi będą do nich DZWONIĆ. I tłumaczyć im, NA KTÓRĄ USTAWĘ NALEŻY GŁOSOWAĆ. Za głosowanie na ustawę właściwą- zbawienie, życie wieczne i (dożywotnio) ser z darów na plebanii. Za głosowanie na ustawę "cywilizacji śmierci"- ekskomunika (to docześnie) i czeluść piekielna (to wieczyście). Albowiem w słusznej sprawie telefony owe będą wykonywane. I z błogosławieństwem bożym numery biur poselskich wybierane. Amen. Albo alleluja.

Biznesmeni Rychu oraz Mira dzwonili i oferowali bliżej nieokreślone korzyści (materialne lub nie, jeszcze nie wiadomo) pracującemu za pieniądze podatnika i w założeniu na jego rzecz Chlebowskiemu (o nim wiadomo) za to, żeby ustawa o grach losowych i zakładach wzajemnych przybrała pożądany przez nich kształt. Biskupi będą dzwonili i oferowali bliżej nieokreślone korzyści (raczej niematerialne- zbawienie, ale jeszcze nie wiadomo) pracującym za pieniądze podatnika i w założeniu na jego rzecz wszystkim Chlebowskim sejmu tej kadencji za to, żeby ustawa o in vitro przybrała pożądany przez Episkopat kształt.

Znajdź, proszę, czytelniku, dziesięć różnic. Albo chociaż jedną. Jeżeli potrafisz.