piątek, 3 kwietnia 2009

Zamsz puszcza chlebem.

-"A co Ty tu jeszcze robisz?" - zagaduję ze zgrozą w piątkowy wieczór na czacie jednostkę zaprzyjaźnioną imieniem Marcin o której wiem że tu, znaczy tam, znaczy na internecie, robi ona wyłącznie w pracy. Niekoniecznie pracę - ale zawsze istnieje taka obawa.

Obawa potwierdza się - zagadnięty przyznaje się do pracy i to na dobry początek Szabatu, w czasie pierwszej modlitwy Kidusz. Ale za to, jak na wielkopostny czas przystało, pracuje o pustym żołądku. No- prawie pustym, bo ma paczkę cukierków typu drops i nimi zwodzi burczący żałośnie żołądek.

-"Te cukierki są wysoce kaloryczne. Mówi się, że niektóre anorektyczki przed wzięciem takiego cukierka rozrąbują go na kilka części. Istnieje też podobno metoda ssania takiego dropsa dziesięć razy, a potem oddania innej anorektyczce. Ale do tego potrzeba wielkiego samoopanowania."

-"Nabijasz się ze mnie." - żałośnie skarżą się: Marcin oraz jego burczący żołądek ( doprawdy, jako polonista z wykształcenia, przy takim natężeniu wyobrażalnego hałasu mógłby Marcin używać liczby mnogiej ).

-"Nabijam się z Ciebie? Skąd. Próbuję Cię rozśmieszyć. I odciągnąć Twoje myśli od pracy i od rzeczy na j... No dobra może się troche nabijam. Ale tak to się nabijam tylko z osób, które uważam za zaprzyjaźnione- nigdy z obcych. W stosunku do obcych jestem z reguły bardzo grzeczna." ( No chyba, że wyjątkowo nieuprzejma, w którym to wypadku nieodmiennie wychodzę z założenia, że sami się o to prosili ).

-"To cieszę się, że jestem zaprzyjaźniony."- ucieszyła się jednostka zaprzyjaźniona.

-"Nie wiem, czy jest się z czego cieszyć- zyskujesz docinki. Oraz dziwne smsy w środku nocy." - dodaję po chwili namysłu.

-"??" - nie zrozumiał mój interlokutor.

Ponieważ niektóre charakteryzujące mnie zachowania można wytłumaczyć jedynie na przykładach z życia wziętych, jęłam więc tłumaczyć. Za przykłady posłużyło mi pięć autentycznych smsów, wysłanych miedzy godziną 23.30 a 2 rano, które mi się w tym akurat momencie przypomniały ( kolejność przypadkowa ).

1/. Gosia, z czego jest najlepsza zalewa do mięsa?

2/. Ewka, czy to Ty mi mówiłaś, że zamsz najlepiej puszcza chlebem?

3/. Piotrek, na ile nastawia się żeberka w małym żaroodpornym i na której półce?

4/. Dorota, nie pamiętasz, czy wzięłam z pracy akta na jutro i czy zamknęłam po tym szafę?

5/. Aga, jak się nazywał kompozytor muzyki tego filmu z porą roku w tytule, na którym byłyśmy w październiku?

Dwa ostatnie sprowokowały natychmiastowe telefony recypientek z obelgami. Oraz nauczyły Dorotę wyłączać, a Agnieszkę- wyciszać telefon komórkowy na noc. Piotrek odpowiedział natychmiast: "W Twoim piekarniku? Na żadną- na ile byś nie nastawiła." ( Uczestnicy pewnego pieczenia wieprzowiny w moim byłym piekarniku rozumieją głęboką mądrość, bijąca z każdego piotrkowego słowa; dość powiedzieć tytułem wyjaśnienia, że podgrzewanie upieczonej, ciepłej ryby na Wigilię w nagrzanym uprzednio do temperatury 250 stopni piekarniku trwało dwie godziny ). Ewa nie zadzwoniła z obelgami najprawdopodobniej tylko dlatego że, z nagła obudzona, nie zrozumiała, jak konkretnie zamsz miałby puszczać chlebem ( i mniejsza o to, kto mógł był mi to mówić ). Przeczytała więc sms dwa razy, włączyła swoją lampkę nocną, przeczytała jeszcze dwa razy, po czym włączyła lampkę nocną męża, obudziła go i kazała mu przeczytać mój sms. Ów przeczytał podsuniętą pod nos treść trzy razy ( drugi i trzeci raz po założeniu okularów) i posiadany tytuł doktora nauk nie pomógł mu w zrozumieniu, zainspirował go natomiast ( tekst, nie tytuł ) do zasugerowania Ewie, żeby głęboko przemyślała celowość utrzymywania ze mną znajomości... Żeby chociaż wskazał jako powód tego typu przemyśleń podejrzewanie mnie o ewentualną współpracę z obcym wywiadem... A Gosia, gotowa absolutnie zawsze i wszędzie nieść pomoc przyjaciołom w potrzebie, wysłała mi krótki acz treściwy sms: "Jakie masz mięso?" Po czym wstała ( cichutko, żeby nie budzić męża i dzieci ), zeszła na dół, do kuchni, i w swoim bezcennym zeszycie przepisów znalazła i podała mi Złote Zasady Robienia Zalew Dla Poszczególnych Rodzajów Mięs. Co z kolei nauczyło mnie dwa razy czytać, co inni napiszą, zanim według tego ugotuję; moje niedoczytanie tego, co moja ukochana przyjaciółka ofiarnie mi napisała zaowocowało najkwaśniejszą, najobrzydliwszą wołowiną świata i moim mocnym postanowieniem, że z mięsem wołowym skończyłam na zawsze. Ale to już zupełnie inna historia... Podobnie zupełnie inna historię stanowi sms, który wystraszył na śmierć moją, będącą wówczas w trzecim albo czwartym miesiącu ciąży, inną przyjaciółkę; obudziwszy się raptownie ze snu, wyartukułowałam treść owego snu krótkim smsem: "Ania, kiedy Ty urodziłaś??"