czwartek, 18 lutego 2010

Idzie stare!

Stare wraca do kościoła. Nie, nie chodzi mi o powrót papieża z Castel Gandalfo (celowa literówka!) do Watykanu. Ani o co tygodniową pielgrzymkę babć na mszę. Idzie otóż o mszę.

Zacznijmy od z życia wziętej anegdoty. Otóż mój ojciec jakoś tak zaraz po własnym ślubie zaprzestał chodzić do kościoła (nie, żeby wcześniej bywał tam specjalnie często- od śmierci ojca, mojego dziadka, tato miał z Panem Bogiem raczej na pieńku niż po drodze). Po czym udał się tamże na pogrzeb babci, swojej matki. Dzieliło te wydarzenia dobrze ponad 20 lat. Wrócił zbulwersowany. I spytał: "Od kiedy to msze na polski tłumaczą?". Tak mu się nie spodobało, że aż od nowa zarzucił chodzenie.

A teraz dobra nowina- wraca stare! Msza, a przynajmniej jej znaczne fragmenty, znowu mają być po łacinie. Posoborowa liturgia Mszy świętej jest według Benedykta XVI zainfekowana. W Stolicy Apostolskiej trwają prace nad "planem ratunkowym" – daleko idącymi zmianami w znanej nam liturgii. "Infekcja miała się wkraść do odnowionej liturgii (tzw. liturgii Pawła VI, wprowadzonej w 1970 r.), i to nie tylko dlatego, że w praktyce zawodzi realizacja jej zasad, ale przede wszystkim dlatego, że nie we wszystkim jest ona wierna Soborowi. A jeśli niedomaga liturgia, to niedomaga Kościół. (...) Niedomagania liturgii polegają na tym, że w niektórych punktach odcięła się ona – niezgodnie z intencją Vaticanum II – od liturgii przedsoborowej, gubiąc ducha świętych celebracji. W życiu Kościoła istotna jest ciągłość między „starym” a „nowym” ". A najlepiej schować głowę w piasek i udawać, że zmian nie ma. Albo przynajmniej, że NAS nie dotyczą.

"Dzisiaj najważniejsze jest, abyśmy znów poczuli szacunek dla liturgii, którą nikt nie ma prawa manipulować (...). Abyśmy w liturgii nie szukali naszej samorealizacji." No tak- samorealizacja w modlitwie? Absolutnie nie do pomyślenia! A na czym ma polegać ta korekta? Przede wszystkim na trzech elementach.

Po pierwsze- kapłan ma odprawiać mszę nie zwrócony twarzą do wiernych, a ku wschodowi, ku Chrystusowi. No ewentualnie ku reprezentującemu Chrystusa krzyżowi, umieszczonemu na ołtarzu- ale w centralnym jego punkcie. Kapłan tyłem do wiernych? No- to przynajmniej lepiej oddaje szacunek, jakim większość pasterzy obdarza wypasane przez się owieczki. Inna rzecz, że wystarczy przejść się na sumę w mniejszym miasteczku- poniekąd jacy wierni, taki szacunek.

Po drugie- adoracja. "Uczestnictwo w liturgii powinno prowadzić do adoracji, czyli uznania nieskończoności Boga, Jego nieogarnionego majestatu, bezgranicznej miłości i wszechmocy, ostatecznie pojednania z Nim człowieka i stworzenia. Liturgicznej adoracji winny służyć – poprzez swoje piękno i szlachetność (!) – muzyka, śpiew, chwile milczenia, sposób głoszenia Słowa Bożego i modlitwy, gesty, szaty i naczynia, inne przedmioty i cały budynek." Czyli zlikwidują kazania? Nareszcie! Ale też wierni będą przyjmować komunię wyłącznie na kolanach- słońce czy deszcz, stary czy młody. No tak- pokora wobec majestatu, przede wszystkim pokora. A że Jezus łamał się z apostołami chlebem, a w Wieczerniku siedział z nimi na jednym poziomie i nikt przed nikim nie klękał ( a sakrament Komunii Świętej ustanowiony został na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy)? No ale to było dawno. A poza tym Jezus był młody. I był cudzoziemcem.

Po trzecie- łacina. "Czynny udział nie musi utożsamiać się z natychmiastową zrozumiałością świętych słów (...) W świętej ceremonii chodzi o zanurzenie się w niezgłębione Boże misterium, w tym zaś pomocne jest to, co przemawia nie tyle do rozumu, ile do serca. Zbyt często zapominamy, podkreśla, że do liturgii należy zarówno dialog, jak i milczenie, wspólnotowy śpiew i muzyka, obrazy, symbole, gesty. Także język łaciński. (...) Wierni nie muszą rozumieć wszystkich treści." No nie muszą- fakt. W końcu to wierny jest dla kościoła, a nie kościół dla wiernego. A ksiądz ma od tego święty etat, żeby nie rozumiejącym wytłumaczyć z łaciny i naprostować ścieżki. Ostatecznie, jak napisał Czesław Miłosz: "To nic, że czasem nie wie, czemu służyć- nie ten najlepiej służy, kto rozumie."

Wszystkie cytaty (kursywą) pochodzą z artykułu Józefa Majewskiego "Stara nowa Msza" z 2.02.2010 r., zamieszczonego w internetowym wydaniu "Tygodnika Powszechnego"- link tutaj http://tygodnik.onet.pl/32,0,40809,4,artykul.html

3 komentarze:

Fiannan pisze...

Jaki Pan, taki kram - chciałoby się (ale się nie umie) napisać o aramejsku, choć pomysł przejścia z mszą na język semicki wydaje się szczególnie w polskich warunkach zabawny.

Zresztą, jak słusznie zauważa P.T. Autorka, Jezus był cudzoziemcem, a cudzoziemcy powinni się uczyć rdzennych języków. Z jakiej dokładnie przyczyny w KK rdzeń miałby być łaciński - trudno zgadnąć. Tym bardziej, że jak uczy kino (i w mniejszym stopniu telewizja), Bóg mówi głównie po angielsku, głosem Jamesa Earla Jonesa (kiedy ten robi sobie urlop od Dartha Vadera)...

Tak czy owak, przejście na łacinę nie zrobi większej różnicy: kapłani będą jedynie kaleczyć inny język, a trzódka na inny język nie zwracać uwagi. I tak to przy ołtarzu zmieni się nie tylko orientacja klechy, ale także zdezorientowanie owieczek.

Od czary mary ad hocus pocus.

Amen.

Kaila pisze...

Do kosciola nie chadzam chyba, ze jakis slub czy pogrzeb, ostatnio na pelnej mszy z moim udzialem i komunii uczestniczylam na chrzcinach mojego chrzesniaka.
Nie bawia mnie te rytualy, ale nie powiem, ze pomysl powrotu na lacine jest ciekawy - gramatycznie jest latwiejsza od polskiego, dziatwa, sie sie cos naumie sila rzeczy (i tak sie tam nudzi, wiec jakowys pozytek moze byc, jak ktores chce na medycyne czy prawo zdawac), moze minimalna korzysc bedzie z tego wg. mnie totalnego marnowania czasu.
A jezeli PapaRattzi traktuje wytyczne globalnie, to fanatycy beda mieli latwiej w uczestniczeniu ;)
Jak mi ktos poleci msze poprawnie po lacinie prowadzona, to sie z radoscia przejde celem posluchania, a na rzeczona po aramejsku, to ja moge nawet przemyslec wstanie przed poludniem ;) Wiem,,ze moge to obiecac, bo takowego cuda nigdy nie bedzie :)))

Kaila

Beata pisze...

Tak zwane msze trydenckie (no bo sprzed trefnego soboru). Odprawiane są od wielu lat, po łacinie i trochę w grece (Kyrie eleison). W Królewskim Stołecznym Mieście w niedziele i święta o godz. 13.15 w kościele Ojców Bonifratrów przy ul. Krakowskiej 48, w dni powszednie na Wawelu o godz. 8 (sorry, Aga!) i w tak zwane tzw. "święta zniesione" (czyli nigdy nie wiadomo kiedy) w kościele św. Wojciecha na Rynku o godz 17. Polecam- jest na nich naprawdę pusto. No i nie ma kazania, bo nowy ornat temu, kto w martwym języku potrafi orędować przeciwko in vitro...