wtorek, 24 czerwca 2008

Aby język giętki...

Nie będą to, jak mógłby ktoś pomyśleć, wynurzenia na temat profesjonalnego spożywania lodów, a refleksja na temat przeczytanego przeze mnie dziś w prasie bardzo kobiecej wywiadu Małgorzaty Domagalik z Jerzym Pilchem. Jego fragmenty (ze szczególnym uwzględnieniem fragmentu poniższego) przeczytałam po dwakroć. Raz ze względu na treść, drugi zaś- ze względu na formę, w jakiej była owa treść wyrażona.


"M.D.: Czy mi się wydaje, czy Ty oprócz tego, że doskonale zdajesz sobie sprawę ze swoich wielu talentów, jesteś nieśmiały?

J.P.: Potwornie. Jestem defensywny. Z tego w oczywisty sposób rodzą się pewne agresje, wyraz twarzy nieprzychylny. Ciągle słyszę, że budzę strach.

M.D.: W kim?

J.P.: We wszystkich. Słynny wyraz twarzy nieprzychylnego buca.

M.D.: Buca...

J.P.: Od dziecka prawdopodobnie. Dziecko buc."



Sztuka celnego operowania słowem od zawsze budziła we mnie bezbrzeżny zachwyt. I nie tylko we mnie- przecież retoryka to nie jest wynalazek współczesny butelce z kapselkiem. Jednak za każdym razem zaskakuje mnie i zadziwia na nowo, że umiejętność komunikowania światu swoich stanów emocjonalnych może wyjść (i to na jak daleką wycieczkę werbalno - mentalną!) poza terkoczący karabin maszynowy dowcipu zachwyconego młodzieńca; "A ten... A my się czasem nie znamy z lekcji francuskiego?" (zapewne pisanego przez z).




P.S.: Jeśli Cię, drogi czytelniku, grozą napawa ziejące z dzisiejszego wpisu słowo "buc" (i to użyte dwukrotnie) to znaczy, żeś z Krakowa. Poza granicami Stołecznego Królewskiego Miasta to nie jest aż taka straszna obelga- słowo!

Brak komentarzy: