niedziela, 22 czerwca 2008

Pada w każdym oknie.

Dawno temu, kiedy czasopismo "Film" wydawane było jeszcze na papierze, który został pracowicie wytworzony z toaletowego oraz pakowego a "Polityka" była miesięcznikiem, w jednym z nich przeczytałam artykuł. Ponieważ artykuł poświęcony był prozie Andrzeja Sapkowskiego, na której wychowała się spora część moich znajomych należy chyba poczynić założenie, że miejscem opublikowania była jednak "Polityka". Z artykułu zapamiętałam na zawsze jedno zdanie: "Przecież muszą być inne światy dla naszego wędrowania."

Z tego zdania, z pobożnego (albo bezbożnego, jak kto woli) życzenia wzięła się, między innymi, Cinnamon Cayenne.

Nie będę tutaj wyjaśniać, kim lub czym jest, bo to póki co nie miejsce na tego rodzaju opowieści; jedni wiedzą, innych odsyłam do "Miejsca początku" czyli drugiego z obecnych na tej stronie linków. Natomiast niewątpliwie dłużna jestem wyjaśnienie, dlaczego jej miejsce w internecie jest powiązane z moim.

Tworzenie wymyślonych postaci, wszystko jedno w jakim celu, jest formą swoistego rozszczepienia osobowości. "Ten drugi" (lub, w przypadku pani Cayenne, "ta druga") albo jest nami- tylko bardziej lub mniej, albo jest wszystkim tym, czym sami nie jesteśmy, boimy się być, chcemy się stać.

Moje prywatne rozszczepienie osobowości ma wiele aspektów. Jako tytułu dzisiejszego wpisu użyłam najsmutniejszego haiku świata; pasuje do tego tylko jeden z nich.

Cinnamon jest kwintesencją niezależności. Także emocjonalnej. Cokolwiek nie działoby się w jej życiu, przechodzi przez to bez wsparcia ze strony innych osób doskonale wiedząc, że można i trzeba polegać wyłącznie na sobie.

Ojalá...

If only...


Brak komentarzy: