środa, 30 marca 2011

Książki jak kałuże.


Przyznaję się bez bicia- czasami czytuję tak zwany szit. Dobrze napisany-ale jednak szit. Z gatunku takich, co to mu się oprawia okładki w gazetę i udaje, że to Faulkner. Albo Joyce. No chyba, że jest się Niną Andrycz, która podczas udzielanego wywiadu przyznała się zaskoczonej dziennikarce, ze czytuje harlequiny "bo w moim wieku, proszę Pani, można już niczego nie udawać". 
No więc czytam, jedno tłuste tomiszcze za drugim, zaniedbując pracę, zarywając noce, podsiadając staruszki po tramwajach (na siedząco w tramwaju czyta się jednak o niebo lepiej) i zawyżając statystki czytelnicze chyba całej dzielnicy (to są naprawdę grube książki). Bo czytanie bywa niebezpieczne. Nawet- a może zwłaszcza- jeśli czytamy szit. Który zaczyna się na przykład tak:
"Kiedy byłam mała, nie bawiło mnie włażenie w kałuże. Nie bałam się utopionych robaków ani zamoczenia skarpet; ogólnie rzecz biorąc, należałam do dzieci wiecznie upapranych, których radości życia nie mącił żaden brud.
Przyczyną niechęci do chlapania się w kałużach było niezbite przekonanie, że pod idealnie gładką taflą kryje się coś więcej niż tylko woda. Święcie wierzyłam, że każda kałuża wiedzie do tajemniczej, niezgłębionej przestrzeni. Gdy obserwowałam drobniutkie zmarszczki na wodzie, wywołane moim zbliżeniem się, wyobrażałam sobie kałużę jako coś niewiarygodnie głębokiego. Myślałam, że w bezdennej otchłani cichych głębin kryje się potwór, którego zwinięte, okryte błyszczącą łuską, ogromne cielsko i ostre zęby stanowią nie lada zagrożenie.
Kiedy jednak widziałam odbicie własnej okrągłej, okolonej lokami twarzy na tle błękitnej kopuły, przychodziło mi do głowy, że kałuża jest wejściem do jakiegoś innego nieba. Jeden nieopatrzny krok, a wpadłabym tam i leciała coraz dalej i dalej w niebieskiej przestrzeni. (...)
Jeszcze dzisiaj, po latach, gdy trafiam na kałużę, w myślach przed nią przystaję - chociaż nogi nie zwalniają tempa - po czym przyspieszam kroku, aby czym prędzej uciec od echa dawnych wspomnień.
No, bo gdybym tak wpadła..."

Brak komentarzy: