środa, 6 sierpnia 2008

Wybryk nieobyczajny.

Usłyszawszy, że w Szczecinie dzielni funkcjonariusze Straży Miejskiej usiłowali wlepić dwóm młodym kobietom mandaty za nieobyczajne zachowanie się, polegające na opalaniu się bez stanika i że sprawa skończyła się w Sądzie Grodzkim (bo kobiety mandatu nie przyjęły; zapewne za bardzo im się ręce ze śmiechu trzęsły), poczułam refleksję wewnętrzną, połaczoną z potrzebą uzewnętrznienia. Stan faktyczny sprawnie i z wdziękiem opisała (i skomentowała) Magda Hartman, więc w tym zakresie pozwolę sobię ją zacytować:

"(...) Opalały się na jednym z miejskich kąpielisk. Po jakimś czasie postanowiły opalić sobie również biusty. W tym celu ściągnęły staniki. Zauważyły wtedy, że znalazły się pod obserwacją dwóch mężczyzn. Jak to się mówi w mediach świadome swej kobiecości były do takiej reakcji samców przyzwyczajone, więc się nie przejęły. Samce zbierały się na odwagę równe pół godziny, pożerając panny wzrokiem. Gdy już się napatrzyły, podeszły. I wyszła na jaw straszliwa prawda, że to policjant i miejski strażnik. Dla których widok czterech piersi naraz był zbyt bolesny, w związku z czym zażądali zakrycia tychże. Panny zakryły. Ale potem sprawę przemyślały - i odkryły ponownie. No bo co w końcu. Samce jakimś trafem przypałętały się znów - i poczuły się zlekceważone. A że miały władzę, postanowiły wypisać mandaty. Motywując to niezwykle zabawnie. Marek Grochowski, Straż Miejska: "Panie znów się rozebrały i zaczęły biegać, wywołując zgorszenie. Część ludzi odeszła, a kierownik kąpieliska poprosił nas o interwencję." Jedna z pań "zaprzecza, jakoby biegała z nagim biustem. Kierownik kąpieliska zaprzecza, by ktoś poza "szeryfami" był zgorszony. I by w ogóle prosił ich o pomoc. Wypisanych mandatów, po 150 złotych, golaski nie przyjęły. Sprawa trafiła więc do sądu grodzkiego, przed którym panie odpowiadają z art. 140 kodeksu wykroczeń. Za... nieobyczajny wybryk."

Magda Hartman komentuje: "nieobyczajnym wybrykiem jest raczej półgodzinne ślinienie się do gołych cycków, a następnie końskie zaloty "na mandat". Po odrzuceniu tychże przedstawiane jako obrona moralności publicznej." Kiwając głową, że mało mi nie odpadnie, myślę już o wpisie na temat końskich zalotów jako zjawiska w ogóle. Bo nie zna życia, kto ( a właściwie która) nie doświadczyła chociaż raz terkotu karabinu maszynowego dowcipu "Ee! Mała! Coś Ci upadło...". Połączonego konopnym sznurkiem w jedno z głębokim jak filmy z Chuckiem Norrisem przekonaniem wesołka, że właśnie okazał się godnym wyrwania Angeliny Jolie (i to z objęć Brada Pitta).

A ja dodam jeszcze jedną obserwację. Otóż coraz częściej w miejscach publicznych spotyka się matki karmiące. Dzieci. Piersią. Na ławkach w parkach, w pociągach, na koncertach, w restauracjach błysnąć nam może znienacka biust (no dobrze- półbiust) matki karmiącej. I nigdy w życiu nie słyszałam, żeby straż miejska, policja, albo obie te służby na raz podeszły do takiej karmicielki i zwróciły jej uwagę na dokonywanie nieobyczajnego wybryku, "bo, proszę pani, tu ludzie jedzą/są z dziećmi/ chca w spokoju posłuchać Bacha." A dlaczego? Czym się różni pierś karmiąca od piersi opalanej (oprócz, czasami, tak zwanego gabarytu)? Bo, zasłonięta stanikiem lub niemowlęciem, staje się nagle obyczajna ( a w wypadku parawanu z głodnego dziecięcia- Obyczajna i Święta)?

Brak komentarzy: