sobota, 1 maja 2010

Żałoba- i po żałobie.

Im więcej czasu dzieli nas od tej okropnej soboty 10 kwietnia, kiedy wszyscy- także i ja- dosłownie zastygliśmy w miejscu z niedowierzania, tym bardziej zadowolona jestem, że Czas Wielkiej Smuty wypadło mi spędzić poza Polską. Odcięci od ociekającej nekrologami prasy i snujących się w rytm marszy żałobnych radia i telewizji, otrzymywaliśmy jedynie najistotniejsze informacje z kraju. Oczywiście najistotniejsze z naszego punktu widzenia- to znaczy kiedy pogrzeb, bo skoro wyjechaliśmy, to jakoś musimy wrócić.

No i śmy się dowiedzieli- że w niedzielę ( a to dobrze, bo granicę przekraczamy w sobotę), w Stołecznym Królewskim Mieście. Krakowie.

GDZIE?!

"No czy oni powariowali!"- zdenerwowała się nad sałatką ze szparagów Kamila. "Przecież ta ich córka na 1 listopada będzie musiała na grób rodziców pół Polski przejechać!".

No właśnie. Czy ktoś w tym wszystkim w ogóle pomyślał, że państwo Kaczyńscy byli także osobami prywatnymi? Czyjąś Marylką, czyimś Leszkiem, czyimś dziadziusiem, mamą? Ktoś powie, że zginęli akurat pełniąc funkcje publiczne. Owszem. Ale czy przez to stali się wyłącznie symbolami... przepraszam- Symbolami? Takimi symbolami z gatunku "koniecznie unieśmiertelnić"? Czy ten naród kiedykolwiek nauczy się odrywać symbol od osoby?

Myślę, że pytanie jest i pozostanie retoryczne. Wystarczy posłuchać wypowiedzi o Wojciechu Jaruzelskim. Aleksandrze Kwaśniewskim. Albo, kiedy żył, o Lechu Kaczyńskim. Żadnego zrozumienia dla prawdy podstawowej- że czym innym jest osoba, a zupełnie czym innym zajmowany przez nią urząd. I to najwyższy urząd w państwie, przez co obywatel jest temu urzędowi winny szacunek. Głosowałaś na kogo innego? Trudno, większość wybrała. Więc możesz krytykować czyny- ale nigdy obrażać osobę. Nie głosowałeś wcale? Zatem siedź cicho, bo niniejszym sam odebrałeś sobie prawo do jakiejkolwiek krytyki.

Myślę także, że na przyszłość wartałoby wprowadzić prostą zasadę- w momencie zajmowania ważnej funkcji w państwie (prezydent, premier, marszałek, dowódca sił powietrznych, szef NBP itd) osoba obejmująca obowiązkowo spisuje testament. W formie aktu notarialnego, bo to gwarantuje i jego autentyczność i poczytalność autora w momencie sporządzania. I w tym testamencie określa poza wszystkim gdzie, w razie śmierci w czasie pełnienia funkcji, ma zostać pochowana. Jeśli jest to osoba żonata/zamężna- współmałżonek składa oświadczenie, czy chce być pochowany w tym samym, czy w zgoła innym miejscu. Jeśli taka osoba ginie- notariusz otwiera testament, ogłasza ostatnią wolę w zakresie pochówku. I tyle. Rodzina nie ma nic do gadania. Politycy/opinia publiczna/kler także. Koniec, kropka. Można zacząć kłócić się o zupełnie co innego.

Na przykład o to kto (i na czyje zlecenie) rozpylał nad Smoleńskiem mgłę. Co się stało z tymi wszystkimi służbowymi laptopami, najeżonych ściśle tajnymi danymi. Oraz które rondo ma nosić imię której ofiary.

Brak komentarzy: